niedziela, 20 września 2015

Rozdział I Diagnoza: choroba miłosna




Witam ^^
Macie już jakieś nieobecności w szkole?
*taka ciekawska, wiem*
Ja niestety tak ;_; Jednak to wina sił wyższych, na które nie miałam wpływu.
No i w sumie to tylko dwa dni...
W każdym razie przejdźmy do opowiadania.
Po raz pierwszy witamy się z paringiem Levi x Mikasa!!!!
Nie wiem jak wy, ale ja się bardzo cieszę :3
Na specjalną prośbę ten one-shot będzie dłuższy.
Mam nadzieję, że ta chora mieszanka moich fantazji umili wam ten tydzień.
Chociaż muszę przyznać, że zapowiada się ciekawie.
Następny one-shot będzie Levi x Czytelnik.
Zniszczę wam psychikę ;_;
No ale to już nie na moją odpowiedzialność xD
Przejdźmy do opowiadania...
Dobrej lektury *w*











,,DIAGNOZA: CHOROBA MIŁOSNA''


- Oczywiście, już idę. - Mikasa poprawiła rzemień torby i zamyślona spojrzała w prawo. - Eren, chcesz pójść ze mną?
Chłopak zmarszczył brwi i odpowiedział:
- Nie, nie mogę. Muszę się zająć czymś innym.
Dziewczyna kiwnęła głową i odwróciła się w przeciwną stronę. Wygładziła materiał swojego czerwonego szalika i ruszyła do miasta.
Spodziewała się odmowy ze strony bruneta, ale miło było mieć przez chwilę nadzieję. Nie wątpiła w swoje umiejętności, a tym bardziej w to, że nie da rady sama sprowadzić zakupów. Podejrzewała, że może dlatego Eren nie chciał jej towarzyszyć: już raz go skompromitowała przy noszeniu towaru. Teraz gdy nikt na nią nie patrzył, pozwoliła sobie na zgarbienie ramion i spuszczenie nisko głowy. Dzięki płaszczowi nikt nie widział, że należała do Zwiadowców. Chociaż w mieście mogła wtopić się w szary tłum mieszkańców.

Odór, bo tak nazywał go Levi, niósł się w całym mieście, a im bliżej był domu swojego przyjaciela, tym trudniej mu się szło. Wiedział, że były żołnierz nie prosił by go o wizytę z byle powodu, ale zabierać jego cenny czas... W końcu mężczyzna mógł wejść na teren korpusu. Kwestia prywatnego spotkania ciekawiła, ale i zarazem irytowała zwiadowce. Uznał, że załatwi szybko te sprawę i wyniesie się z tego plugawego miejsca.
- Zabawne - prychnął cicho pod nosem.
Kiedyś oddałby naprawdę wiele, żeby mieszkać na powierzchni, a teraz nie może znieść kilku godzin w mieście. Zapewne gdyby nie dołączył do Zwiadowców, wróciłby do podziemi. Ale czy nadal byłby tym samym człowiekiem bez Isabel i Farlana? Przecież ich strata odmieniła go wystarczająco. Nie... nigdy nie będzie jak kiedyś.

Ciemna kołderka przykryła niebo, a leniwe chmury płynęły po niebie przykrywając księżyc oraz gwiazdy. Na ulicach panowała cisza, którą od czasu do czasu przerywał syk wiatru. Mikasa wyrobiła się ze wszystkim. Co prawda mogła zatrzymać się na noc w tawernie i dokończyć zakupy następnego dnia, ale po co przedłużać? Ta chwila oderwania się od rzeczywistości i żmudnej codzienności dobrze jej robiła, ale nie widziała sensu by przedłużać nieuniknione. Przecież musi wrócić tak czy siak.
Z nagłą nostalgią spojrzała w niebo. Przez krótką, ale bardzo znaczącą sekundę, przed oczami widziała obraz z dzieciństwa. Leżała z rodzicami rozparta na zielonej trawie, niedaleko drewnianego domku, który niczym nie dorównywał tym, które obecnie mijała, ale niósł dla dziewczyny niewyobrażalną wartość. Chwilę radości i beztroski znikły szybko, razem z życiem matki i ojca. Nagle wielki huk przywrócił dziewczynę do rzeczywistości. Bez problemu zorientowała się, że hałas spowodowała broń palna. Zaskoczyło ją owe odkrycie.
Kto strzelałby w mieście i po co?

Levi z grymasem na twarzy jeszcze raz spojrzał na zgniecioną kartkę. Nie lubił się gubić, a tym bardziej poddawać. Ale cóż innego miał uczynić? Od kilku godzin błądził, szukając domu przyjaciela, którego adres widniał na papierze. Może źle uczynił idąc samemu? W końcu nie bywał w mieście na tyle często, by kojarzyć chociażby połowę uliczek czy dróg. Prychnął zirytowany i skręcił w lewo, całkowicie pochłonięty swoimi myślami. Zastanawiał się czy wrócić do korpusu, czy jeszcze poszukać. Nagle wsadził kartkę z powrotem do kieszeni i spojrzał przed siebie. Jakieś dziwne przeczucie kazało mu skupić swoją uwagę na otoczeniu. Zmrużył oczy by dostrzec coś w ciemności, po czym zorientował się, że trafił do ślepego zaułka. Zaklął cicho i odwrócił się na pięcie. Chciał ponownie wziąć kartkę z adresem, gdy w tej samej chwili chmury odsłoniły księżyc. Piękna i nieskazitelna poświata rozjaśniła miasto. Wtem Levi zauważył przed sobą zakapturzoną postać, która celowała w niego z broni. Kapral pierwszy raz dał się tak zaskoczyć, chodź podejrzewał wcześniej, że coś jest nie tak. Zgiął kolana przygotowując się do ataku, gdy nieznana osoba pociągnęła za spust. Huk wystrzału ogłuszył na chwilę zwiadowce, który mimowolnie upadł na kolana, a następnie zatopił w błotnistej ziemi.

Dziewczyna mogłaby zignorować to co usłyszała, ale coś pchało ją w danym kierunku. Przez chwilę zdawało jej się, że widziała czarną postać, znikającą gdzieś wśród budynków. Mikasa weszła w najbliższy zaułek i dostrzegła drżące ciało. Nawet w panującej ciemności go rozpoznała, chociaż nie mogła w to uwierzyć.
- Levi... - wyszeptała i szybko puściła swój towar, podbiegając do mężczyzny.
Przyłożyła mu swój policzek do ust, by sprawdzić czy zwiadowca oddycha. Odetchnęła z ulgą i delikatnie, ale zarazem zdecydowanie, poklepała Kaprala po policzku.
Levi uchylił powieki, nie zatrzymując wzroku na niczym dłużej niż dwie sekundy.
- Kapralu, to ja Mikasa! - Dziewczyna spróbowała zwrócić na siebie uwagę mężczyzny i na szczęście jej się to udało.
Mikasa pomyślała, że nie jest jeszcze tak źle. Kurczowo się zastanawiała, gdzie zabrać zwiadowce, który został postrzelony. Może i żył, ale bez opieki medycznej nie nacieszy się tym długo.
- Gdzie iść... gdzie... - mruczała cicho pod nosem czarnowłosa. Rozglądając się rozgorączkowana, gdyby napastnik chciał powrócić.
- Kartka... Wyjmij ją... - wysapał słabym głosem Kapral, tak że dziewczyna ledwo go usłyszała.
Bez wahania zaczęła przeszukiwać kieszenie mężczyzny. W końcu jej dłoń natknęła się na szorstki papier, który bez ociągania wyjęła. Oczom czarnowłosej ukazał się starannie zapisany adres. Na szczęście wiedziała, gdzie musi iść. Zaufała Leviemu, że własnie tam muszą ruszyć.
Zrobiła prowizoryczny opatrunek, by czarnowłosy się nie wykrwawił na śmierć. Jak najdelikatniej podniosła go z ziemi i zawiesiła na swoim ramieniu, przyjmując cały ciężar mężczyzny na siebie.
Na dobre porzuciła swoje zakupy i skierowała się w tą samą stronę, w którą pobiegła czarna postać.

Krok. Fala bólu. Kolejny ból i znowu fala. Levi starał się skupić myśli na czymś innym, ale nie mógł. Zamiast tego, oddał się całkowicie próbie walki ze znużeniem, które kładło na nim swoje łapska. Na zmianę zalewała go gorączka albo okropny chłód. Nie za bardzo kojarzył, co się właściwie stało. Zdawało mu się, że widział Mikasę, ale nie założyłby się oto. W końcu, co młoda dziewczyna miała robić w mieście a nie w korpusie Zwiadowczym? I czy na pewno by mu pomogła? Po tym, co Kapral zrobił w sali sądowej z Erenem, czarnowłosa zawsze raczyła go, grzecznie mówiąc, nieprzymilnym spojrzeniem. Była jedną z ostatnich osób, po których spodziewałby się pomocnej ręki.
Zastanawiało go, jak mocno oberwał? Czy wyjdzie z tego? A w sumie jakie to miało znaczenie. Leviemu było obojętne czy przeżyję, czy nie.


Delikatny i niezwykle słaby obłoczek, unosił się przy każdym oddechu Mikasy. Zauważyła że Levi jest wciąż przytomny, ale pusty wzrok zdradzał, że nie orientuje się w sytuacji. Dziewczyna nieustannie zerkała za siebie i dzikim spojrzeniem obdarzała każdą słabo widoczną uliczkę. W końcu ujrzała dom z adresu na kartce. Chatka nie różniła się niczym od pozostałych budowli w mieście, poza jednym małym szczegółem - dziwną, jaszczurko podobną figurą, która stała przy mosiężnych, drewnianych drzwiach. Gdyby nie powaga obecnej sytuacji, Mikasa z chęcią zastanowiłaby się nad znaczeniem posągu. Zamiast tego uderzyła pewnie w drewno i poprawiła pozycje, aby Levi nie zsunął się na ziemie.
Czekała kilka strasznie długich sekund, ale nie doczekała się odpowiedzi. Gula urosła jej w gardle i jeszcze raz zapukała. Nie darzyła Kaprala zbyt wielką sympatią, jednak nie zamierzała pozwalać mu umrzeć. Zaczęła bez opamiętania walić pięściami, aż w końcu odrzwia się lekko uchyliły. W progu ukazał się starszy mężczyzna, który był znacznie wyższy od czarnowłosej, a także bardzo dobrze zbudowany jak na swój wiek. W oczach nieznajomego zapłonęła wrogość skupiająca się na dziewczynie. Mikasa sapnęła i potrząsnęła lekko nieprzytomnym już Levim, aby dać jakiś sygnał i upewnić się, że dobrze trafiła. Gospodarz przeniósł wzrok na zwiadowce, po czym otworzył szeroko drzwi i pomógł szarookiej wnieść Kaprala do środka. Razem położyli czarnowłosego na stole, tak jak nakazał mężczyzna.
- Co się z nim stało? - zapytał twardym tonem, szperając po szufladach i szafkach.
- Został postrzelony - odpowiedziała dziewczyna, wgapiając się w miejsce, gdzie trafiła kula.
- Przez kogo? - Mężczyzna założył na siebie biały fartuch i zaczął układać na tacy mnóstwo ostrych przedmiotów.
- Nie wiem.
- A kim ty jesteś? - Rzucił dziewczynie szybkie spojrzenie spode łba.
- Mikasa Ackerman z Korpusu Zwiadowczego.
- Swojak, to dobrze - mruknął gospodarz bardziej do siebie niż do niej. Zabrał się za odwijanie prowizorycznego bandażu, jaki zrobiła Mikasa. Skrzywił się i ponownie przeniósł na nią swój wzrok. - Lepiej byś tego nie widziała.
- Widziałam już gorsze rzeczy - odparła chłodna, nie zamierzając wychodzić z pomieszczenia.
- Nie wątpię, ale nie pozwalam ci tak stać i się gapić. Rozprasza mnie to. Idź się czymś zajmij - polecił nieniosącym sprzeciwu tonem.
- Wiesz chociaż co musisz zrobić? - spytała czarnowłosa dla pewności.
- Jestem lekarzem i byłym żołnierzem Korpusu Zwiadowczego, a więc myślę, że poradzę sobie. Idź już! - zagrzmiał mężczyzna i machnął dłonią w stronę drzwi.
Mikasa niechętnie wyszła z pomieszczenia i podreptała do najlepiej oświetlonego miejsca, które było przy kominku. Usiadła, po czym przysunęła kolana pod podbródek i oparła na nich głowę.


Przyjemna woń kwiatów unosiła się wokół niej. Wiatr bawił się wszystkim, a także jej włosami. A ona leżała na trawie i obserwowała podróżujące po niebie białe obłoczki.
-Mikasa!- usłyszała znajomy głos i gwałtownie podniosła się do pozycji siedzącej. Wiedziała gdzie musi patrzeć. Zobaczyła go. Biegł w jej stronę młody chłopak. Lekki, niezdradzający niczego uśmiech malował się na jego twarzy. Za nim dostrzegła siedzących na kocu rodziców. Serce wypełniło się przyjemnym ciepłem spowodowanym radością, ale jednak... gdzieś głęboko czuła niepokój. Za każdym razem, gdy patrzyła na chłopaka czuła ukłucie w klatce piersiowej. Zupełnie, jakby miało to być ostrzeżenie... że coś nie gra. Nie mogła pozbyć się tego nieprzyjemnego wrażenia, ale przecież czarnowłosy był przy niej, więc czemu czuła się taka niespokojna?
- Już idę! - zawoła podnosząc się z ziemi i znów usłyszała głos w głowie. Nie rozumiała tych słów, ale czuła olbrzymi ból. Odruchowo złapała się za głowę, próbując odepchnąć od siebie cały niepokój. W uszach rozbrzmiał przeraźliwy huk, który wydawał się dziwnie znajomy.
- Mikasa, co się stało?- zapytał niewinnie chłopiec, trzymając w rękach czerwona piłkę.
- Nic! Chodźmy się bawić! - odpowiedziała radośnie, by go nie martwić i ruszyła w jego stronę.


Nie wiedziała ile już tak siedzi. Nie obchodziło jej to. Niestety, ciało zaczynało już boleć od ciągłego przebywania w tej samej pozycji. Mimo wszystko nie miała zamiaru się ruszyć. Nie miała pewności, jak dużo czasu już upłynęło. Dzień, dwa, a może trzy? Nie przejmowałaby się, gdyby nie fakt, że Levi nadal się nie obudził. Co może być teraz gorszego? Dobra, Tytani, ale poza tym nie ma nic innego. Loras powiadomił już zwiadowców o wypadku Kaprala. Póki co udało mu się powstrzymać kawalerie, by nie przyjeżdżała tu po zwiadowce, szczególnie gdy jest uśpiony, bo to tylko może pogorszyć jego stan.
Mikasa z nudów wpatrywała się w nieruchomą twarz czarnowłosego mężczyzny. Poprawiała kilka razy zbłąkany kosmyk, który opadł na chłodną twarz Kaprala. Chłodną... To dodawało jej nadziei, bo nie była zimna. Żył... A więc ciągle walczył. Nasłuchiwała czy czasem jego oddech nie staje się bardziej pewny. Przynajmniej tyle szczęścia z jego stanu, że jest nieświadom tego, co się z nim dzieje. Mikasa dzięki temu czuła się pewniej. Nigdy nie miała okazji skupić uwagi na mężczyźnie, czy też przyjrzeć mu się dokładniej niż to konieczne.
Gospodarz wyszedł już jakiś czas temu, by pozałatwiać jakieś swoje sprawy. Dziewczyna przeniosła wzrok na okno, zastanawiając się, ile jeszcze nie będzie byłego żołnierza. Martwiła się, co zrobi jeśli Leviemu się pogorszy, a go nie będzie. Oczywiście mężczyzna zapewniał, że wszystko będzie w jak najlepszym porządku, ale kto wie? Przyszłości nie da się przewidzieć bezbłędnie.
Delikatne promienie słońca, które wpadały zza okna i przenikały przez miękką firankę, niesamowicie nużyły dziewczynę. Nieprzespane noce robiły swoje. Jedyne łóżko w chatce zajmował zwiadowca, a Loras zadowolił się kanapą. Mężczyzna proponował dziewczynie by to ona spała, a on będzie stróżować przy Levim, ale czarnowłosa stanowczo zaprzeczyła. Nie zamierzała zamykać oczu w obcym domu. Poza tym czuła, że i tak nie da rady zasnąć. Ten wyjątkowy przypadek przy kominku się nie powtórzy.


Bum-Bum. Bum-Bum. Bum-Bum.
Levi otworzył leniwie oczy. Zapach stęchłego powietrza drażnił jego zmysły, a przede wszystkim węch.
,,Przeklęty Loras! Nadal nie umie korzystać ze ścierki i miotły, nawet gdy mnie zaprasza do siebie'', pomyślał z przekąsem Kapral i podniósł się na tyle, by móc swój ciężar oprzeć na łokciach. Coś ciężkiego spoczywało mu na nogach w okolicach kolan i chciał sprawdzić co to. Zdziwił się niemiłosiernie, widząc czarnowłosą dziewczynę i do tego śpiącą przy nim. Po pierwsze: zirytował się, z jakimi to on ludźmi pracuje. A po drugie: znowu poczuł się zaskoczony, bo okazało się, że nie miał żadnych omamów i faktycznie to Mikasa mu wtedy pomogła.
Zwiadowca z kwaśną miną potrząsnął ramieniem szarookiej, aż w końcu podniosła głowę. Przetarła dłonią oczy i skupiła swą uwagę na mężczyźnie.
- Obudziłeś się - rzekła swoim neutralnym głosem.
- Ile byłem nieprzytomny? - zapytał, rozglądając się po skromnym pomieszczeniu.
- Pięć dni - odpowiedziała i usiadła na krześle, które stało tuż przy łóżku.
- Nie mów, że tak długi czas przy mnie siedziałaś.
- Właśnie tak było. - Mikasa lekko wzruszyła ramionami, odwracając niezauważalnie wzrok.
- W sumie to czuć. Mogłaś wziąć kąpiel. - Kapral zmarszczył śmiesznie brwi. - To że Loras się nie myję, nie znaczy, że tobie by zabronił.
- Och, Levi! Wróciłeś do nas bez żadnego uszczerbku jak widzę. - Były zwiadowca pojawił się znikąd, jakby samo wypowiedzenie jego imienia go sprowadziło. - Jak się czujesz?
- Bywało gorzej - odpowiedział wymijająco, po czym spojrzał na Mikasę. - Wiedziałem, że brak ci manier, ale żeby też dumy, aby pozwolić dziewczynie spać na podłodze?
Czarnowłosa już otwierała usta, by obronić mężczyznę, ale ten ją uprzedził.
- Sama chciała siedzieć przy tobie. Zdziwiłem się, że ci do łóżka nie weszła. - Na policzkach dziewczyny pojawiły się dwie duże, czerwone plamy, gdy tymczasem twarz zwiadowcy pozostała niewzruszona. Tylko oczy Leviego płonęły groźną iskrą. - Ech, nie znacie się na żartach - dodał nadąsanym głosem, po czym wyszedł z pokoju.
- A ty dokąd?! Wracaj tu i powiedz, po co miałem do ciebie przyjść - zawołał za mężczyzną Kapral.
- To już nieaktualne ani nieważne - odpowiedział beztrosko były żołnierz.
- Kpisz sobie ze mnie? Zostałem postrzelony z byle przyczyny! - warknął chłodnym tonem czarnowłosy.
- Jak tak to przedstawiasz... Zastanawiałem się nad powrotem do Korpusu Zwiadowczego, ale nie już jako żołnierz a lekarz.
- Mówisz poważnie? - spytał z nutką kpiny.
- Ta, ale chyba mi się odwidziało. - Loras wzruszył obojętnie ramionami.
- A po co ci był potrzebny Kapral? - Mikasa włączyła się do rozmowy.
- Jeśli kogoś zdanie się liczy, to na pewno jego. - Kiwnął głową w stronę Leviego i ponownie zabrał się do wyjścia, ale zwiadowca znów go powstrzymał.
- W takim razie, czym się zajmujesz?
- Oferuje pomoc medyczną mieszkańcom. A właśnie! Jutro wyjeżdżam za mur Shina, więc dopóki nie przyjdą cię zabrać pozwalam wam tu zostać. Tylko wszystko chcę zastać tak jak było!
- Nie może tu wyglądać gorzej niż jest - mruknął Levi i z powrotem się położył na plecach.


- Ty będziesz spała w łóżku - odparł hardo Levi.
- Nie, to ty jesteś ranny - zaoponowała Mikasa.
- Czuję się lepiej - ciągnął mężczyzna.
- Nie zamierzam ryzykować - dziewczyna również nie ustępowała.
- Nie umrę od spania na kanapie! - warknął zirytowany już tą całą dyskusją. Jak ta dziewczyna go irytowała!
- Ale może od kurzu - burknęła pod nosem czarnowłosa.
- Nie będę spać jeśli ty będziesz szamotać się na kanapie.
- Ja również!
- To może śpijcie razem - sapnął poirytowany Loras, masując skronie palcami. - Cieszę się, że muszę już wychodzić. Nie roznieście mi kuchni, gdy będziecie się kłócić, kto co z was ma zjeść! - bąknął lekarz i wyszedł z chatki, przy czym trzasnął mocno drzwiami.
- Mówiłem, że brak mu manier - mruknął Levi, kręcąc z ubolewania głową.


Levi otworzył jedną z górnych szafek, robiąc mały rekonesans w kuchni. Chciał przyjrzeć się rzeczy, która stała na najwyższej półce, ale nie mógł dosięgnąć. Warknął poirytowany i zanim zdążył się odwrócić, Mikasa podała mu puszkę. Mężczyzna posłał jej piorunujące spojrzenie.
- Nie moja wina, że nie sięgasz.
- Pff, odezwała się wysoka - warknął Kapral, powstrzymując się od kąśliwych uwag.
- Mam 170 cm wzrostu i 15 lat, więc jeszcze urosnę - odparła z kpiącym uśmiechem dziewczyna.
- Za to ja jestem wyjątkowo miłym gościem - odgryzł sarkastycznie zwiadowca.
- Taki z ciebie miły gość, jak ze stada Tytanów.
- Skoro jestem stadem Tytanów, to ty ze swoim urokiem jesteś ich wymiocinami.
Gdyby nie głód, który dotknął ich oboje, mogliby się tak wymieniać zdaniami w nieskończoność. Na szczęście trzeba było coś ugotować i zmienić Leviemu bandaże, więc na brak zajęć nie mogli narzekać. Jednocześnie przy wykonywaniu każdej z czynności mieli sobie coś do powiedzenia.
Po paru dniach tylko w swoim towarzystwie, tę dwójkę zaczęła łączyć jakaś dziwna więź zrozumienia. Łączyło ich więcej niż przypuszczali. A do tego to wrażenie... jakby gdzieś się już spotkali.


Przyjemne powietrze łaskotało skórę dziewczynki, która leżała na wzgórzu, wdychając kojący zapach kwiatów. Przez niebo pomknęło stado ptaków, które po chwili zniknęło za wysokimi murami.
- Mikasa! - zawołał chłopiec o czarnych włosach, a ona gwałtownie podniosła się z miejsca.
- Już idę! - odpowiedziała i ruszyła w jego stronę, gdy nagle złapał ją potworny ból głowy. Syknęła z bólu i odruchowo przyłożyła dłonie do uszu. Znów słyszała czyiś głos i ten dziwnie znajomy huk.
Potknęła się i upadła na twardą ziemie.
- Mikasa! - krzyknął zaskoczony chłopiec i pobiegł w jej stronę. Czarnowłosa otrzepała się z ziemi i uklękła na trawie. Niepokój w jej sercu stawał się coraz większy.
- Nic ci się nie stało? - zapytał szarooki, wyciągając w jej stronę rękę, aby pomóc przyjaciółce wstać.
- Nie... - szepnęła i wyciągnęła dłoń.
,,Walcz... i nigdy się nie poddawał.''
Zawahała się. Złapała się za głowę, a jej ciało zaczęło drgać. Słowa powtarzały się echem i z trudem zaczęła łapać oddech. Łzy spływały po jej policzkach i dopiero teraz zaczęła sobie wszystko przypominać.
- Przepraszam - wydukała słabym głosem.
- Co? - zapytał zaskoczony chłopiec.
- Przepraszam...


- Aaaaaaach, Levi. Tak się za tobą stęskniłam! - Hanji rzuciła się z rozpartymi ramionami na Leviego.
- A ja prawie o tobie zapomniałem - odparł niewzruszony Levi.
- Oooo, jaki ty okrutny - jęknęła brązowowłosa i pozwoliła reszcie się zbliżyć. - No chodźcie!
- Witaj Kapralu! - przywitał się grzecznie Eren wraz z kilkoma zwiadowcami z Oddziału Zoe. - Jak się czujesz?
- Dobrze. Twoja przyjaciółka dobrze się mną zajęła.
- Mikasa? Och... to dobrze. Cieszę się - rzekł zmieszany brunet, po czym dodał: - A gdzie ona w ogóle jest?
- Poszła kupić świeżę bandaże, bo już się skończyły - odpowiedział zwiadowca.
- Świetnie! Kiedy wróci będziemy mogli was stąd zabrać - poinformowała Hanji. - Jestem taka głodna! Macie tu coś dobrego? Zgłodniałam podczas drogi.
- Możesz opróżnić spiżarki Lorasa, zawsze byłaś jego ulubienicą, więc nie powinien mieć ci tego za złe - odpowiedział niedbale Kapral.
- Uuuhu! Chodźcie ludzie! Zjemy sobie coś! - wykrzyknęła radosnym głosem kobieta i wyszła z pokoju, ciągnąc za sobą Erena.
Zwiadowca pokręcił tylko z politowaniem głową i wrócił do czytania książki, która stała na nielicznej biblioteczce Lorasa. Niestety nie mógł cieszyć się lekturą, bo ciągle rozbrzmiewały to nowe krzyki brunetki.
Tylko jeden z nich zwrócił jego uwagę.
- Och, Mikasa, wróciłaś!
Przez chwilę wrzaski Zoe umilkły, ale kiedy czarnowłosa pojawiła się w pokoju, rozbrzmiały na nowo.
- Czyż ta czarownica nigdy się nie zamknie - sapnął zirytowany Levi, odkładając książkę.
- Tak niestety bywa. - Mikasa usiadła na łóżku obok mężczyzny. - Musze zmienić ci bandaże.
Dziewczyna cierpliwie poczekała aż Kapral zdejmie koszulę, a potem zaczęła zdejmować stary opatrunek. Robiła to w ciszy jak zawsze, co nie przeszkadzało żadnemu z nich. Nie raz oczy czarnowłosej zabłądziły z kursu i przyglądały się mięśniom zwiadowcy. Kurtyna z włosów ukryła jej zawstydzenie, gdy nakładała już nowe bandaże. Po skończonej pracy pomogła mężczyźnie z powrotem ubrać ubranie. Nie mogła się powstrzymać i spojrzała Leviemu w oczy. Ich twarze dzieliły zaledwie centymetry, ale niemiłosiernie wielkie. Szarooka nie potrafiła skupić się na niczym innym, jak na ustach Kaprala. Początkowo całowali się delikatnie, lekko muskając się ustami, co szybko zamieniło się w ognisty pocałunek. Zwiadowca oplótł talie Mikasy, przyciągając ją bliżej. Rana go trochę zabolała, ale nie zwrócił na to większej uwagi. Bardziej zmartwiło go sapnięcie, które usłyszał przy drzwiach. Niechętnie się od siebie oderwali i spojrzeli na osobę, która stała w progu.
Eren z rozdziawioną buzią przyglądał się parze.
- To wy...
- Eren... - Dziewczyna już chciała ukryć twarz za szalikiem, gdy z bólem uświadomiła sobie, że przecież przestała go nosić.
- Co Jaeger? - zapytał neutralnym tonem Levi. - Nigdy nie widziałeś całujących się ludzi?







Widzieliście już? Ja oglądałam w wersji z napisami, jak i z polskim dubbingiem. *Ta, pochwale się a co!*



~ Kolejny one-shot za nami. Możliwe, że najdłuższy ;_; Chociaż nic chyba i tak nie pobije pierwszego opowiadania z Levim i Agusią :3 Wiem, że gdybym się spięła to wrzuciłabym więcej one-shot'ów, ale musiałam zająć się czymś innym. W wakacje zaczęłam pisać opowiadanie na podstawienie anime Diabolik Lovers (tylko zmieniłam główną bohaterkę na trzy inne ^^), no i moja przyjaciółka od jakiegoś czasu prosiła mnie bym pisała dalej. Co miałam zrobić? Musiałam napisać jej te kilka rozdziałów. Jednak pamiętam o was i zgodnie z obietnicom, raz na tydzień wrzucam opowiadanie. Z mojej strony to na razie tyle. Trzymajcie się kochani ;** ~



Jeśli masz do mnie jakieś osobiste pytanie, możesz mi je zadać na mojej poczcie: piorun15648@wp.pl
*Nie śmiać się z mojego e-maila! Chodź jak chcecie to możecie*




Jeśli zauważyłeś/aś literówkę/błąd we wpisie, proszę o zgłoszenie tego, a będę mogła błyskawicznie usunąć błąd.


9 komentarzy:

  1. Zajebiste ! :D Dokładnie to czego się spodziewałem :D i na dodatek wplotłaś w to komedie momętami :D :D I dobrze ci to wyszło :D Musze pomyśleć nad następnym oneshotem o nich :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yay! Cieszę się ogromnie ^^ Siedziałam nad tym trochę, ale skoro jesteś zadowolony, to i ja również. Dziękuję niezmiernie i już nie mogę się doczekać ;)

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. To było... ciekawe? Na pewno inne. Fajne, zdecydowanie dojrzalsze od zwykłego "kocham go-ją też ją kocham ale jej nie powiem-on mnie nie kocha-kocham cie-happy and" więc masz duuużego plusa :)
    Co do błędów to w jednym zdaniu napisałaś "świeżę bandaże" więc możesz poprawić końcówkę lub zostawić same słowo bandaże i będzie to lepiej brzmiało, bo są nowe bandaże, a świeże opatrunki ;)
    I w przyszłym tygodniu moje zamówienie ~ yay! Nie mogę się doczekać. I nie martw się przynajmniej o mnie, mi bani już nic nie zryje, bo jak głosi złota myśl "raz paczane się nie odpaczy"
    Pozdrawiam i życzę weny!
    Mel

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie. Pisanie pół śpiącej mi nie idzie, ale czego się nie robi ;) Już poprawiłam, dziękuję. Uhh, to dobrze! Nie będę miała ciebie na sumieniu ^^

      Usuń
  4. Koniec <3 XD Eren bidny :') Widzę jego załamaną minkę XD Może pożyczyć mu masło albo mydło? Kąt odnajdzie XD Opowiadanie mnie się podoba. Tyle że... Co się stało z biednym jedzeniem/zakupami? Czy ktoś je ukradł? A może zabrały je małe bezdomne dzieciaczki XD Albo jestem ślepa i nie zauważyłam jak zakończył się wątek z porzuconymi dla Leviego zakupami? :') Mikasa taki książę na białym koniu... Właśnie to sobie wyobraziłam XD I jest coś gorszego... Widzę Leviego w różowej sukience ;-; Ech XD To tyło takie słodkie! XD Znaczy się zakończenie <3 Błędów nie widziałam XD A przynajmniej nie zauważyłam :') Jeszcze trochę i będzie JxJ :'') XD Nie mogę się doczekać *skacze* no chyba że będzie koniec świata... XD ;-; Ej to by było nie fair XDD Dlaczego przez głupi koniec świata nie przeczytam to co napisałaś ;-; No chyba że go nie będzie tak jak 1000 innych... XD Ej a co jeśli pomylili się i okaże się że coś na tej ziemi wyląduje i wyjdą z tego tytany... Z jednej strony Wow z drugiej No Ej XD Ale od tematu jak zwykle odbiegam :') Pisz dalej! Weny życzę z całego serduszka :')

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mydło w płynie! I nie się zastanawia jak go użyć xD *sadystka ze mnie, wiem* Nic. Zostawiła je, więc ktoś kto je znalazł zapewne bardzo się ucieszył. Zastanawiałam się nad konwersacją typu, że Levi pyta skąd się wzięła i wgl, ale jakoś se to darowałam. W końcu każdy w takiej sytuacji wziąłby zdrowie Kaprala za najważniejsze, prawda? Levi w różowej sukience ;_; Zapłaciłabym by to zobaczyć na żywo! Tylko nie chciałabym być za to odpowiedzialna. Nie chcę jeszcze umierać. Hm... faktycznie było by to nie fair. Najwyżej napisałabym opowiadanie na kartce i wysłała ci pocztą, okej? :D Nie będziesz się wtedy martwić :3 Jak tylko siostra da mi dostęp do laptopa będę pisać jak szalona! Dziękuję i pozdrawiam ;**

      Usuń
  5. XD Pocztą to by dochodziło latami ;-; XD Zwłaszcza że ja nie w kraju ;-; Ale e-malilem XD Kto wie... Może jeszcze przeczytam XDDD Biedny Eren XD Armin wchodzi do pokoju... Armin: Co tu się wyrabia?! Eren: /przejeżdża plastikiem po łapce bo nie może się połapać jak zrobić by polało się mydło/ Mikasa mnie nie kocha! Mydło mnie nie kocha! Nikt mnie nie kocha! ;-; Ciekawe czy Mikasa później... Mikasa: Ale to nie tak jak myślisz... Eren: Ja już nie wiem co mam myśleć. /bierze nuż.. i dziuga mydło w płynie/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahahahahahaha ojej? Biedny Eren >_< Ale nic mu nie będzie. Pójdzie zabijać tytany i poczuje się lepiej.

      Usuń